Przeskocz nawigację

Tag Archives: musical

Moulin Rouge – recenzja

To będzie prawdopodobnie najbardziej bezużyteczna recenzja na tej, zapomnianej przez Boga, stronie. Moja opinia naprawdę nie ma tu znaczenia. Dlaczego?

To był istny precedens – oscarowa nominacja dla Najlepszego Filmu, lecz nie dla Najlepszego reżysera. Jak rozumieć tę logikę? Baz Luhrmann przed dyktafonem przekonuje, że wcale go nie zraził przytoczony fakt. Jest jednak coś na rzeczy – film zachwyca na pewnej płaszczyźnie. Mowa o wymyślnych kostiumach, (dosłownie) niepowtarzalnej biżuterii, perfekcyjnej scenografii współgrającej z całą otoczką i specyfiką tytułu. Podobny problem dotknął „Ondine” czy „Enter the Void” – przerost formy nad treścią.

Zdaję sobie sprawę, że pierwsze 15 minut filmu jest celowo szybkie i chaotyczne (tak jakby film krzyczał zza ekranu „Zaakceptuj to albo wyłącz!”), by ukazać egzotykę „Moulin Rouge”. Patos wyłania się z każdego kąta, każdego dialogu, każdego niezrozumiałego, szybkiego najazdu kamery na twarz postaci (niczym z horroru z lat 70tych). Baz nie lubi oglądać nudnego, prawdopodobnego realizmu na ekranie – w jego opinii to widza usypia. Kluczem jest ukazanie realistycznych wartości poprzez nierealistyczną formę. Na tym polu Australijczyk nie zawiódł.

Należy sobie zadać pytanie – czy jesteś w stanie przełknąć taką dozę symptomatycznego banału polanego w sosie zwanym Trylogią Czerwonej Kurtyny? Niektóre sceny są naprawdę przerysowane – i kilkakrotnie będziesz się zastanawiać czy reżyser celowo wprowadza takie zabiegi, czy może jednak okazuje się nie być najlepszym pisarzem na tym padole.

Fragmenty w których aktorzy użyczają swoich wyższych oktaw głosowych to inna… spektakularna para butów. Strzałem w dziesiątkę było umieszczenie współczesnych hitów jak „Like a Virgin” czy „Smells like Teen Spirit” do filmu, nadając im podniosły, artystyczny posmak. Jednakże, zrozumiałym widokiem jest skrzywienie na twarzy zagorzałego wielbiciela Nirvany – nie każdy potrafi przełknąć tego rodzaju niszczenie świętości.

Wróćmy do pytania zadanego w pierwszym akapicie – czemu nie należy przykładać szczególnej wagi do mojej opinii? Bo „Moulin Rouge” to bardzo, bardzo nieprzewidywalny film. Żadna dawka kilobajtów nie powie Ci, czy ten film Ci się spodoba, czy nie. Wszystko zależy od nastroju, pory dnia i, przede wszystkim, nastawienia. Obejrzyj pierwsze minuty – jeśli nie będziesz w stanie przełknąć tej feerii barw, inspiracji przepychem wschodniej kultury i konwencji pop-opery – odpuść. I spróbuj jutro. Bo spektakl jest tego wart.