Przeskocz nawigację

Tag Archives: little miss sunshine

Little Miss Sunshine – recenzja

Lubię być zaskakiwany. Lubię otwierać lodówkę i dowiadywać się, iż ktoś kupił przepyszne lody waniliowe. Lubię dostawać 4+ w szkole ze sprawdzianu, który byłem pewien że obleję. Niespodzianki czynią nasz świat słodkim. I dzień w którym obejrzałem „Little Miss Sunshine” był obłożony słodyczami przez 101 minut.

Nie jest to dzieło przełomowe, o nie. Sporo tu zapożyczeń z typowych, amerykańskich produkcji, lecz czynione jest to z taką gracją, że widz raz-dwa wpada w sidła twórców i wcale nie chce być wypuszczany. Poznajemy ekstrawagancką rodzinę: ojca sprzedającego kurs samodoskonalenia, matkę opiekującą się rodziną (notabene chyba najnormalniejsza osoba), wujka-samobójcę, dziadka zażywającego heroinę, córkę ćwiczącą ruchy do konkursu tytułowej Małej Miss oraz syna – fana Nietzsche, który złożył przysięgę milczenia w celu ulżeniu niestygnącemu pragnieniu stania się profesjonalnym pilotem odrzutowców. Potrafisz utożsamić się z choć jednym indywiduum tej grupy?

Bo to film dla absolutnie każdego. Nie ma tu skomplikowanej fabuły, licznych shockerów, bandytów zjeżdżających po lince zawieszonej pomiędzy dwoma drapaczami chmur. Jest za to ciepła historyjka z której mamy wynieść lekcję życia. Morałów, aforyzmów i życiowych konkluzji jest tutaj od groma. Już na plakacie jest jeden gnom (być może najważniejszy) – „Każdy udaje, że jest normalny”. Ukrywanie prawdziwego ‚ja’ na rzecz stwarzania pozorów naszego jestestwa to coraz bardziej nasilający się problem rzeczywistości. Niestety, jest sporo konsekwencji z odłożenia maski – co trafnie obrazują sceny konkursu. Lecz warto zaryzykować.

Dochodząc do konkluzji recenzji, można zakomunikować jedno – kupić ten film; obejrzeć go razem z rodziną; zastanowić się. Jeśli nie wyciągniesz wniosków z seansu, to przynajmniej pośmiejesz się z monologu dziadka o „pieprzeniu wielu kobiet, a nie jednej”…