Przeskocz nawigację

Incepcja – recenzja

Mamy do czynienia z fenomenem. Fenomenem, którego ocenić można na kilku poziomach.

Sny to bardzo wyświechtany temat przez rzemieślników filmowych. Jednak Nolan postanowił pójść o krok dalej i jak to ma w swoim zwyczaju, połamał kilka zasad panujących w amerykańskim kinie. Jeśli widzieliście „Paprikę”, to możecie uznać „Incepcję” za duchowego spadkobiercę animacji Satoshiego Kon. Problem  z zagadnieniem „snu a jawą” jest taki, iż łatwo się potknąć i popełnić sporo błędów. Tu nie jest inaczej, lecz to raczej było nieuniknione.

Od czasów „Mrocznego Rycerza” Nolan popełnił progres w sprawie scen akcji, jednakże nie wystarczający bo strzelaniny dalej wypadają nijako.  Jeden umierający człowiek przeciwko licznej, wyszkolonej sile zbrojnej? Ujęcia, najazdy kamerą, przejrzystość – to wszystko leży gdy scenom towarzyszą strzelające bronie.

Aktorsko jest… poprawnie. Nikt nie zachwyca, nikt nie irytuje. DiCaprio z powodzeniem wydobył się z szuflady „słodkiego chłoptasia” i ostatnio odgrywa same role posępnych nieszczęśników. Joseph Gordon-Levitt grając w Incepcji przybliża się do zdobycia statusu gwiazdy Hollywoodu. Także Ellen Page odwala robotę jak należy i nie rozumiem licznej krytyki dotyczącej jej gry aktorskiej. Z obsady doczepić się mogę Kena Watanabe – swoją postać odgrywa sztucznie i bez polotu.

Nie mam zamiaru opisywać fabuły ani podawać własnej interpretacji – myślę, że seans przebiega o wiele ciekawiej gdy nie masz choćby najmniejszego pojęcia o scenariuszu. A ten jest napisany świetnie. Zwłaszcza, że przebieg akcji wymaga od widza pełnego skupienia wielu ludzkich zmysłów. Nolan próbował tłumaczyć dla opornych najprostszymi metodami to co się dzieje, lecz czytając różnorakie opinie na forach – najwyraźniej nie skutecznie. Wielu po prostu nie zrozumiało tego, co właśnie zobaczyło i wystawiło tytułowi niezasłużone oceny.

I właśnie to czyni „Incepcję” tak specjalną. Wchodząc do wielkiej sali kinowej, byłem zmuszony obejrzeć zapowiedzi nadchodzących rzekomych hitów. Był „Street Dance 3D”, ostatnia część „Harry Potter” (oczywiście podzielona na dwa party) i jeszcze więcej papki, która zmusza mózg do bezwarunkowej kapitulacji. Ogromna korporacja, jaką bez wątpienia jest Warner Bros, wykłada ogromne pieniądze na produkcję przy której trzeba używać szarych komórek? Nolan, człowieku, twórz te produkcje do końca życia! Jesteś jedną z ostatnich nadziei, Hollywood Cię kocha, wykorzystaj to. A ja z chęcią podbiję wynik boxoffice’u swoim biletem.

2 Comments

  1. Świetny film który porusza jeden z mych ulubionych tematów – temat snów.

  2. Słaby film, ale DiCaprio wyglądał wyglądał sexi, mrau <3


Dodaj komentarz