Przeskocz nawigację

Harakiri – recenzja

Jest trzecia w nocy, gorąca kawa wciąż nie pozwala się wypić, a ja jestem po drugim seansie z Harakiri. Film zmusza do kontemplacji nt. całego spektrum odmiennych spraw, myśli krążą w okół umysłu i nawet przelatująca mucha zdaje się nie dawać mi spokoju. Oni ponownie to uczynili. Japończycy po raz kolejny udowodnili, kto jest koryfeuszem w tej branży. Zadziwiającym jest data powstania Harakiri – 50 lat niedługo dobije do kalendarza, a ten tytuł wciąż nie daje spokoju kolejnym generacjom społeczeństwa. Co czyni produkcję filmową ponadczasową? Jaki magiczny składnik, przeklęty czar, szczypta diabelskiej potrawy musi się znaleźć w tworze, aby został zapamiętany przez taką długą linię czasową?

Końcowe lata XVII wieku nie były sprzyjające dla samurajów. Duszny spokój na padole, brak mistrza pociągającego za „zdolnościowe” sznurki ronina skłaniały ich do popełnienia tytułowego harakiri (samobójstwa). Decydowali się popełniać seppuku na wielkich dworach, czyniąc to z honorem i dumą. W końcu kodeks samurajski jest niepodważalny, a kwestionowanie dogmatów w nim zawartych było surowo zabraniane. Kageyu Saito pewnego dnia składa wizytę klasztorowi właśnie w tym chlubnym celu. Sposób w jaki rozwinie się akcja, zadziwi każdego biorącego udział w tej dramatycznej historii. Widz jest wplątany jako osoba neutralna; reżyser zmusza nas do stanięcia po danej stronie barykady, skutkiem czego jesteśmy pewnego rodzaju sędziami moralnymi i ostateczny werdykt w sprawie tego kto ma racje będzie ciężkim orzechem do rozgryzienia.

Takie doznanie wobec danego filmu rzadko się zdarza w moim przypadku. A jednak, wyszukanie jakichkolwiek defektów w tej sztuce (bo inne określenie byłoby profanacją dla tego obrazu) graniczy z cudem. To, w rzeczy samej, dzieło skończone, totalne, absolutne. Masz się za kogoś więcej niż zwykłego zjadacza popcornu przy tasiemcowym programie w paśmie wieczorowym na Polsacie? Idź do wypożyczalni, wybierz Harakiri i doznaj artystycznego orgazmu prosto w Twoją potarganą emocjami duszę. Bo właśnie taki stan Cię ogarnie, Drogi Widzu, po seansie nieśmiertelnego dzieła Masakiego Kobayashiego.

Ocena: 10/10

3 Comments

  1. No recenzja jak najbardziej skłania do zobaczenia filmu. Film ma swoje lata co nie znaczy, że jest słaby. Aż prosi się o obejrzenie. Recenzja obejmuje wszystko co powinna więc dzięki niej spróbuję zdobyć i oglądnąć owy film w najbliższym czasie…

  2. nie podszywaj sie pode mnie.

  3. mi sie podobala scena z harakiri


Dodaj komentarz