Przeskocz nawigację

Tag Archives: De Niro

Machete – recenzja

Fanem Rodrigueza nazwać siebie nie mogę – jedynym filmem spod jego ręki, który mi przypasował jest „Desperados”, być może z sentymentu. Mój nikły entuzjazm co do najnowszego dzieła Roberta, recenzowanego właśnie teraz, przyczynił się do odwlekania seansu. Dopiero trailer, który ochoczo zaszczycił moje oczy, spowodował włączenie „Maczety”.

Projekt narodził się przy innej produkcji reżysera, a mianowicie „Grindhouse”. Jak być może wiecie, umieszczono w nim kilka fałszywych trailerów – w tym „Machete”, który spotkał się ze szczególną aprobatą. Rozochocony Rodriguez postanowił rozwinąć zarys w pełnoprawny film. Cała plejada gwiazd, przekomiczna zapowiedź (tym razem prawdziwa), pozytywne opinie – ekscytacja rosła z każdą informacją przenikającą do internetu.

Zanim zabierzesz się za seans, powinieneś uzmysłowić sobie kilka spraw. Film można zestawić wraz ze „Niezniszczalnymi” czy „Planet Terrorem” – mamy bowiem do czynienia z bezustannym puszczaniem oka w stronę widza, pastiszowymi scenami z udziałem przerysowanych stereotypów, kiczowatymi walkami mającymi na celu złożenie hołdu filmom, na których Rodriguez się wychował (stąd dodano specyficzny filtr) – czyli jazda bez trzymanki, gaz do dechy, jaja na całego. Nie chcę psuć zabawy, ale co powiesz na trzymanie się jelit przeciwnika podczas wyskakiwania z okna? Jest brutalnie i ostro – tak jak być powinno.

Kolejną mocną stroną jest bogata obsada – Danny Trejo (swoją gażą za tę rolę sfinansował własny film; choć brał udział w 120 produkcjach, to pierwszy raz w życiu jako główna postać wystąpił właśnie w „Machete”…) ze swoją kamienną twarzą sieje terror oponentom, którzy mają czelność usuwać Meksykanów z terenu Ameryki. Jednym z nich jest Senator McLaughlin (De Niro) wraz ze swoimi pruderyjnymi, konserwatywnymi zasadami. Jessica Alba jako Sartana wypełnia swoją rolę  – słodkiej, kroczącej po linie między prawem a własnymi przekonaniami – należycie, a scena pod prysznicem zadowoli miliony par męskich oczu. Steven Seagal w roli głównego bossa nie zapodaje nam jakichkolwiek fajerwerków aktorskich, lecz scenariusz mu na to nie pozwala. Michelle Rodriguez wcielająca się w Luz sprzedawczynię taco, Jeff Fahey jako podstępny gangster kochający swoją córkę April (Lindsay Lohan), oraz prawa ręka senatora grana przez Dona Johnsona – to koniec tej imponującej wyliczanki.

Ten film albo się kocha, albo nienawidzi. Przeciwnicy są zdania, iż to nazwisko Rodrigueza gwarantuje pochlebne opinie „Machete”; że gdyby tytuł był zdobiony nazwiskiem Uwe Bolla, to nikt nie pozostawiłby na nim suchej nitki. To mylna konkluzja – bo różnica pomiędzy twórcą „Machete”,  a reżyserem, który upodobał sobie ekranizacje gier jest istotna – jeden wpycha owe karykaturalne motywy celowo, drugi dogłębnie wierząc, że nie płodzi parodii kiepskich epok kinematografii. Ponieważ wszystko sprowadza się do jednego – nastawienia widza.